czwartek, 6 czerwca 2013

Hamburg

Dzisiaj będzie post z zupełnie innej bajki. W końcu siedzę tu już tyle, a jeszcze nic nie napisałam ;) Chciałoby się rzec, że nie było czasu, ale to by była wielka ściema.

Jak opisać to miasto? Nie wiem. Zresztą skąd mogę wiedzieć, skoro jestem tu tak krótko i jeszcze tyle nie widziałam? W maju Hamburg kojarzył mi się z tylko jednym słowem: DESZCZ! Lało codziennie (to chyba od nas te chmury przeszły nad Polskę). Nie chciało nam się nic zwiedzać. Poza tym: jaka to przyjemność zwiedzać w deszczu?


Dzisiaj już jest inaczej. Świeci piękne słońce, jest 26 st. Celsjusza, a ja się gotuję w ciemnych dżinsach w Planten un Blomen. Chce się powiedzieć, że czas pokazać nogi, ale nad tym trzeba jeszcze pomyśleć ;)

Zeszłam z tematu. Jak zwykle.

Czym się różni Hamburg od Krakowa? Póki co widzę trzy zasadnicze różnice:
1. Trawa w parkach w Hamburgu służy do siedzenia, biegania i zabawy na niej. Wiem, że np. w Parku Jordana też, ale o wiele częściej w Krakowie można się spotkać z potępieniem społecznym, kiedy Twoje cztery litery zasiądą na tejże.
2. Pociągi miejskie, tzw. S-Bahn. Zamiast budowania kolejnych torów tramwajowych S-Bahn jeździ po sieci linii kolejowych. Po tej samej jeżdżą pociągi krajowe i międzynarodowe. A bilet jeden na autobusy, metro i właśnie kolejkę miejską.
3. Drzewa! To, o czym pisałam na facebooku. W Hamburgu są wszędzie drzewa! A na Ruczaju większość wycięli.
Trzy punkty, które "robią" różnicę. Ach!!


Co jeszcze? W sumie nic... tylko jak czasem siedzę w hamburskim porcie pasażerskim to marzy mi się jeszcze jeden rejs na Bornholm. W mniejszej grupie niż do tej pory tam bywałam. Kto wie, ten załapie.. Albo Wawelem do Kopenhagi! O!

A z innej beczki: jutro będzie post o Zuzi! Zapraszam!

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Jakie jest Twoje zdanie na ten temat? Wyraź je :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.