czwartek, 13 marca 2014

Powtarzanie, rozumienie, nazywanie


Wiecie jak się uczymy? 
Przez powtarzanie. Pisałam o tym, więc powtarzać się nie będę :) 

Powtarzanie to pierwotna umiejętność człowieka. I większość z Was - moje Mamy - doskonale o tym wie, nie tylko z Głoski. Ale często, bardzo często, dostaję maile "Pani Kasiu! Bo ja jej powtarzam, powtarzam, a ona nie nazywa".
Cóż. Prawda jest taka, że między powtarzaniem a nazywaniem, to daleka droga. Najpierw dziecko musi ZROZUMIEĆ. A dopiero potem nazwać.


Rozumienie to nie jest taka prosta czynność. Żeby bowiem coś zrozumieć, trzeba to milion pięćset razy... powtórzyć :) Z polskiego na nasze...

Wyobraźcie sobie, że jesteście w laboratorium fizycznym. Przed Wami profesor, który pokazuje Wam, jak "zmusić" wiązkę promieniowania X do przejścia przez metalową rurkę, aby potem rzucić nią na chrom. Pokazał. Teraz Waszym zadaniem jest odtworzyć doświadczenie. Która się podejmuje??


A teraz sytuacja druga. Ten sam profesor, to samo laboratorium, to samo doświadczenie. Tylko proces odtwarzania inny: najpierw profesor pokazuje doświadczenie, potem na nowo zmusza wiązkę do przejścia przez metal, czeka aż Wy zrobicie to samo, potem rzuca wiązką na chrom i czeka na Was. Kolejnym etapem dopiero jest etap samodzielnego wykonania doświadczenia. Nieprawdaż, że teraz jest prościej? Bo zanim zrobiłyście same, mogłyście powtórzyć. Ba! Część może nawet pojęła :)) (ja nie :P)

Tak samo jest z dziećmi. Najpierw muszą coś powtórzyć kilkadziesiąt razy, żeby zrozumieć i nazwać. Zatem powtarzaj swojemu dziecku kilka razy w tygodniu, że to jest konik, potem pytaj gdzie konik?, a na końcu domagaj się odpowiedzi na pytanie "co to?"


Post powstał dla tych, którzy pisali w mailach, że dziecko nie uczy się sylab i samogłosek. W mailach po tym poście. 
Dlatego pokażemy Wam z Polą tę technikę jeszcze raz, na przykładzie samogłosek :)




Łatwiej?

Zatem, aby dziecko ZROZUMIAŁO coś, musi mieć to powtórzone. Tu należy dodać, że tak samo rzecz się ma z poleceniami. Kiedy zakładasz dziecku buty mów: "mama zakłada buty", "Franio zakłada buty", "mama zakłada buty Frankowi". I dopiero po takich gadkach oczekuj, że kiedy powiesz "Franio, załóż buty", Franio Cię zrozumie :) Bez gestu :P

Nazywanie to ostatnia para kaloszy. Zazwyczaj najtrudniejsza. Często spotykam w gabinecie dzieci, które na pytanie "gdzie masz nos?" patrzą na mnie jak cielę w malowane wrota. A mama? A mama na to: "on nie jest małpą w cyrku, nie musi pani pokazywać".. hmm.. no nie musi. Więc dotykam nosa i pytam MÓWIĄCEGO dwulatka: "co to?"...... yyyy?? Bo ono nie wie. Bo nos nigdy nie został nazwany hasłem: "to jest nos." Bo uwierzcie mi, że w rozumieniu dwulatka "wydmuchaj nos" i "to jest nos" to dwa różne komunikaty. Nienazwane nie istnieje, jak mawia pewna profesor ;) Dlatego nazywajmy wszystko przy dziecku, czekajmy aż powtórzy. Potem sprawdzajmy czy rozumie, a potem wymagajmy od niego, aby nazywał sam. W ten sposób wzbogacamy jego słownictwo. Jego, nie nasze :)

Nie wiem, czy chcecie wiedzieć skąd zdjęcie :)  Ale świetnie pokazuje hasło: "Tu jest NOS" :))

6 komentarze:

No już prościej się nie da :)
Może zahaczysz kiedyś o powtarzanie od strony echolalii? Zdarzyło mi sie dzieciątko 3-letnie, które jakby zawiesiło sie na etapie powtarzania i nijak nie można go stamtąd wydostać. Oczywiście jest w trakcie pogłębionej diagnozy, ale można by słowo i o takim powtarzaniu, co?
KasiaG

No... jeszcze błędy na mnie czekają i oczy.. i echolalie

Kasia Głoska

Bawiłam się tak przez pół roku i się zniechęciłam, zero efektów. Można powtarzać do znudzenia, dziecko ma w nosie. Na zabawę działa (powtarzanie ruchów, klaskanie, tańczenie itp., na mowę zero). W tej rodzinie dzieci ponoć nic nie mówią przed ukończeniem drugiego roku życia, a potem gwałtownie idą do przodu. Utknęliśmy na "mama" i "baba", "mam" powtarzane bez ładu i składu. Baba przez jakiś czas oznaczało psa i misia, teraz się dziecku znudziło, woli piszczeć i biegać, a nie pokazywać. Zacznę się bawić z logopedą, jak skończy dwa lata. Trochę mnie ta tresura dzieci od małego męczy. Czy dziecko nie powinno uczyć się języka samodzielnie, bez codziennych ćwiczeń? Czy taka presja nie wywoła reakcji odwrotnej, czyli totalnego zablokowania? Mój brat tak miał, wszyscy go uczyli mówić, słowa nie bąknął chyba na złość innym, nawet mama mu nie szło. Nagle zaczął mówić dokładnie w drugie urodziny ;)

hmm u mojego młodszego syna nie pomogło ani samodzielne przyswajanie ani "tresura" i powtarzanie, ćwiczenie, nic, on wszystko rozumiał ale nic nie mówił :( aż po ponad rocznych ćwiczeniach w końcu zaczął coś mówić, dziś mówi już wszystko, dlaczego tak się stało? nie mam pojęcia ale można dostać p.. jak się dziecku powtarza a ono zamiast powtórzyć sylabę, słowo mówi "LA" i tak na wszystko :( wierzę że można się skutecznie zniechęcić
Ja również proszę o echolalie :D bo... temat nam bliski, w kontekście czytania chyba jeszcze bardziej, mój Aspi wszystko od razu "nazywa" bo błyskawicznie zapamiętuje szczegóły i podejrzewam że doświadczenie z posta mógłby odtworzyć przynajmniej opowiadając teorię, niestety on omija etap rozumienia, powtarza i "nazywa" bezmyślnie, nie łączy faktów i mimo 6 lat nie potrafi zdefiniować pojęć jak np. co to jest las, za to może godzinę opowiadać że drzewa rosną w lesie i jak się je sadzi, pielęgnuje, ścina itd.. dla mnie to dramat bo co mi z tego ze on na pamięć zna sylaby? nic on nie rozumie czym jest sylaba i do czego służy, uczy się czytania globalnego bardzo szybko, wystarczy kilka razy pokazać czytankę i przeczytać ze 2 razy i już jest Mamo ja to umiem przeczytać i recytuje niczym wiersz :( Głoska pomocy!

@ lavinka - ale to własnie jest nabywanie języka :) Gdzie Ty tu widzisz tresurę? Po postu podpowiadam w CO i JAK się bawić. To nie tresura. I ja presji na nikim nie wywołuję, a i rodziców zadaniem nie jest jej wywoływanie. Na wszystko przychodzi czas, dziecko zacznie mówić, kiedy będzie gotowe. Musimy pamiętać tylko o tym, że jeśli w określonym wieku jednak nie mówi, to coś jest nie tak i brak mowy jest zaledwie OBJAWEM, tego "nie tak". Bo sam brak mowy zaburzeniem nie jest.
Nigdzie nie obiecywałam, że jak zaczniecie powtarzać pajacyki, to maluch zacznie mówić :)) Właśnie o tym piszę na górze: musi być milion pięćset powtórzeń, żeby maluch zrozumiał. Do nazwania długa droga. Nie wspominając o tym, że narządy artykulacyjne dziecka muszą być sprawne, żeby cokolwiek powiedzieć. To nie tylko kwestia mózgu, ale też aparatu mowy, słuchu.. Cała masa rzeczy :) Tylko całej logopedii, to ja na blogu nie streszczę ;) sorry :)
@Ania, u Was ważniejsze jest ćwiczenie rozumienia niż mechanicznego czytania. Chyba zrobię o tym post ;)

to ja poproszę o jakieś podpowiedzi, bo myślałam ze problem w rozpoznawaniu sylab leży a jednak nie bo sylaby, litery zna ale to do niczego nie prowadzi.. mam wrażenie że wszystko co mówi jest jakąś formą echolalii tylko na tyle sprytnie to robi że wypowiedź pasuje do kontekstu, z czytaniem jest tak ze w książce, na kartce nie może być obrazu bo on zgaduje po obrazku co tam jest napisane :/ podobnie mam duży problem z nauczeniem odmiany przez przypadki, osoby.. młodszy to złapał naturalnie zanim zaczął mówić, czasem coś odmieni nie tak ale widać ze mu coś nie gra, a starszy wciąż mówi "idłem do doma" i nie widzi w tym nic niepoprawnego

Prześlij komentarz

Jakie jest Twoje zdanie na ten temat? Wyraź je :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.